wtorek, 29 listopada 2011

Piszę sobie o... Adam Bahdaj: Kapelusz za 100 tysięcy

                                Piękna okładka, prawda?
Czytelna.Widać na niej dwu osobników, uwaga - jeden pali fajkę, w takich samych kapeluszach, z których jeden
jest wart te tytułowe 100 tysięcy. Złotych oczywiście.
A który?  Oto jest pytanie.
Dlaczego zaczęłam od ilustracji na okładce? Albowiem
przy okazji poszukiwań właściwych zdjęć trafiłam  TUTAJ 
i w dziale audiobooków natrafiłam na nagranie tejże książki. Okładka [?] audiobooka ma przedstawiać Dziewiątkę. Przedstawia, ale taką mocno współczesną.
A książka papierowa, że się tak wyrażę, została wydana
w 1966 roku i nie istniały wówczas takie, delikatnie mówiąc, dziwadła.
Tylko normalne dzieweczki. Co prawda z mocnym charakterem, ale to tylko dobrze o nich świadczy. O, proszę, początek opowieści:
" Nazywam się Krystyna Cuchowska, mam lat dwanaście, przeszłam do szóstej klasy i jestem podobno dziewczynką.
Ale daję słowo, to jakaś pomyłka. Od urodzenia powinnam być chłopcem i nazywać się - Krystyn Cuchowski. mam o to wielki żal do rodziców. Bo pomyślcie, jak czuje się dziewczyna, która ma usposobienie chłopca, a w przyszłości chciałaby być szlachetnym szeryfem. Szeryf rozprawia się
z bandą Zezowatego Jima i rozkochuje w sobie piękną córkę sędziego Richardsona wprost do nieprzytomności. czyż ja w przyszłości będę mogła rozkochać złotowłosą mary, wyrwać ją z rąk Zezowatego Jima, stanąć z nią przed ołtarzem, a potem obsypać złotem i perłami?
   Ale trudno, jestem dziewczynką i muszę się z tym pogodzić."
Krysia godził się z tym faktem w nietypowy sposób: zostaje Dziewiątką, szefem męskiego gangu na Saskiej Kępie.
Dziewiątka,  spędza z rodziną wakacje w Niechorzu. I marzy o wielkiej przygodzie.
Ale najpierw musi spotkać Maćka, który jest najlepszym ornitologiem w klasie. Potem musi wejść do kawiarni Jantar na rurki z kremem własnego wyrobu i już. Ktoś zabiera
z kawiarnianego wieszaka nie swój kapelusz. Przez pomyłkę czy specjalnie? A jeżeli specjalnie, to dlaczego? Pytania zaczynają się mnożyć. Podobnie jak osoby, które zaczynają śledzić młodociani detektywi. Nikt nie jest tym, na kogo wygląda, albo za kogo się podaje. Śledztwo zaczyna być coraz bardziej emocjonujące. Czytelnik zaczyna łazić
po drzewach, penetrować stare, ale zamieszkane ruiny, podejrzewać wszystkich dookoła, a - i szukać oczywiście tytułowego kapelusza.
Zabawa przednia. Zapewniam.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Piszę sobie o... Adam Bahdaj: Uwaga! Czarny parasol!

Kolejna powieść detektywistyczna pióra Adama Bahdaja ukazała się w roku 1963.
Ilustracja na okładce przedstawia tytułowy czarny parasol,
a w jego cieniu chłopca i dziewczynkę.
Tym razem para młodych detektywów - Kubuś i Hipcia - prowadzi śledztwa w zalanej wakacyjnym słońcem Warszawie. Nie, oczywiście nie prowadzą tych śledztw sami. Dzielnie wspiera ich Leniwiec - kolega z podwórka.
Barwna postać.
Ale to dopiero początek plejady barwnych postaci
ze starej Warszawy. Postaci, których już dzisiaj
nie uświadczysz: dziadek Kufel, Toluś Poeta, Fredek Brzuchalski i jego ferajna...
Pierwsza sprawa, na pozór błaha: trzeba znaleźć Krecię, ukochaną jamniczkę pani Szprotowej. Właściwy trop wskazuje dziadek Kufel, rezydujący na Czerniakowie
w barze "Pod Białą Różą". A potem Toluś Poeta, który maczał palce w zniknięciu Kreci,  prosi o pomoc
w znalezieniu starego, męskiego, czarnego parasola angielskiej firmy Wellman and Son - Glasgow, ze srebrną rączką, na której jest wyryty monogram EM.
I tak zaczyna się sprawa druga. Zlecedniodawcą okazuje się być śmieszny osobnik niewyraźnie wymawiający literę "r". Parasol jest także poszukiwany przez  młodego człowieka
o wyglądzie sportowca.
Oczywiście w srebrnej rączce parasola jest skrytka,
a w skrytce... nie, nie zdradzę tajemnicy.
Dodam tylko, że rozwiązanie tej zagadki  rozczarowuje wszystkich zainteresowanych. Och, za wyjątkiem pani Baumanowej, dla której odzyskany parasol jest po prostu użytecznym, starym przedmiotem.

środa, 23 listopada 2011

"Brat" Emilii Kiereś

Szczęśliwych posiadaczy "Brata" Emilii Kiereś uwiadamiam, iż na stronie internetowej tejże pięknej baśni TUTAJ
mogą zerknąć na spis postaci. Interesujący spis. Bardzo. Polecam. Szczególnie jeżeli chodzi o naszą, słowiańską mitologię.

wtorek, 22 listopada 2011

Piszę sobie o...Adam Bahdaj: Wakacje z duchami

"Wakacje z duchami" zostały opublikowane w 1961 roku
 i były pierwszą powieścią detektywistyczną dla młodego czytelnika w dorobku literackim Adama Bahdaja .

Pierwszą z czterech.
[ Tak na marginesie - dla dorosłych pan Adam pisywał takoż, tyle że pod pseudonimem Dominik Damian].
Mój egzemplarz [ wydany przez Naszą Księgarnię w roku 1966 ] został zilustrowany po mistrzowsku przez Bohdana Butenkę.
Paragon, Perełka i Mandżaro - znani nam już z książki
"Do przerwy 0 : 1" - wakacje spędzają w leśniczówce, oddalonej o pięćset kilometrów od Warszawy.
Małe miasteczko, którego jedyną atrakcją są ruiny zamku,  sierpniowy upał, jednym słowem nudy.
Ale wystarczy zbudować szałas, który będzie schronieniem założonego właśnie klubu detektywów.
"Perełka jęknął:
- Znowu się kłócicie! Jeżeli będą detektywi, to na pewno znajdą się przestepcy.
- Oczywiście - podjął Mandżaro. - Czy to tak trudno
 o przestępców? Grunt to zastosować metodę dedukcji..."
I chłopcy zaczynają dedukować. Mnożą się podejrzani : Marsjanin, Tajemniczy, Malarz, Srebrna, Tyrolczyk.
Do grona detektywów dołącza Jola, która odegra niebanalną rolę w rozszyfrowaniu tajemnicy zamkowych podziemi.
I duchy. Zapomniałam o duchach, które koniec końców okazują się całkiem żywotne.
I oczywiście:  przestępcy zostają aresztowani, dobra kultury - odzyskane, Marsjanin i Tajemniczy odkrywają swoje prawdziwe tożsamości,  jakże inne od tych, które im przypisywali młodzi wielbiciele Sherlocka Holmesa.
Trzymającą w napięciu akcję spowalniają poetyckie wręcz opisy.
" Ruszył ostrożnie ku podcieniom. Tutaj drogę przecinała jasna smuga światła. Leżała jak żółta sieć zarzucona na plątaninę gruzu i zarośli. W jej bladym drżeniu krążyły wielkie ćmy".
"Na chwilę utonęli w osaczającej ciemności."
" Z daleka, wśród kęp olch i pól sitowia, ujrzał rozpaloną blaskiem słońca taflę wody. Była lekko zmarszczona bryzą, odbijała światło jak łuska srebrzystej ryby."
I zatrzymane na kartach książki stare powiedzonka.
Ech, mówiło się tak kiedyś, mówiło.
Legalnie, jak mawia Maniuś Tkaczyk, bardziej znany
jako Paragon.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Jak ten czas leci!!!

To już trzy lata!
Dziękuję wszystkim czytelnikom za zaglądanie
do mojej biblioteki.

piątek, 18 listopada 2011

Odliczamy!

Do Wrocławskich Prezentacji Dobrych Książek
jeszcze tylko 13 dni!
Wszystkie wiadomości na bieżąco - TUTAJ!

niedziela, 6 listopada 2011

Piszę sobie o... Adam Bahdaj: Tańczący słoń

To ostatnia książka detektywistyczna pióra  Adama Bahdaja, przeznaczona dla młodych czytelników. Ukończył ją
w marcu 1984 roku, ale  ukazała się dopiero
w roku 1987, w dwa lata po śmierci  autora. Przypomina mi trochę książki  o detektywie Blomkviście.
Po pierwsze - są wakacje, a czas wakacyjny sprzyja rozwiązywaniu tajemniczych spraw.
Po drugie - dzieci  spędzające beztroskie wakacje gdzieś nad polskim morzem w okolicach Szczecina bawią się! Normalnie! W Indian a następnie  w detektywów, jak dzieci w wieku lat dwunastu powinny! Och, Muminek jest co prawda dużo młodszy, ale też potrafi zachowywać się jak rasowy detektyw.
Po trzecie - rodzice są, i owszem, ale nie wtrącają się do spraw swoich pociech.
I na tym podobienstwa się kończą.
Albowiem to, o zgrozo, dziewczynka przewodzi grupie chłopców i  jest wodzem dzielnych Arapachów. A kiedy ci tchórzą, sama wyprawia się do obozu wroga, aby zdobyć totem. Pozostawiona przez Apaczów na pastwę losu widzi coś dziwnego i...
I akcja zaczyna nabierać tempa. Tajemniczy osobnik, potem drugi, każdy z nich podaje się za kogoś innego niż jest w rzeczywistości, figurka tańczącego słonia, którą chcą zdobyć podejrzane osoby. Łażenie po dachach,  ale dla dobra śledztwa -  to Zulejka. Bartek - badanie podziemnych umocnień - też dla dobra śledztwa. Muminek - dla dobra śledztwa - okrada własną babcię! Ale jednocześnie ratuje jej majątek przed bezczelnym rabunkiem.
Swoją drogą pomysł z szajką bandytów wcielających się w ekipę śledczą Milicji Obywatelskiej jest przedni. Podobnie jak misterny pomysł pisarza Barta, stanowiący  kanwę całej powieści.
W oczekiwaniu na równie fantastyczne wakacje - warto poczytać w długie jesienne wieczory.

piątek, 4 listopada 2011

Emilia Kiereś "Brat"

Do rąk czytelników trafiła długo oczekiwana, kolejna książka Emilii Kiereś.
"Brat" jest książką odmienną od „Srebrnego dzwoneczka”, który był wakacyjną opowieścią o pierwszej przyjaźni, dzieciństwie i starości.
"Brat" to książka zbudowana według zasad ludowej bajki magicznej, gdzie nic nie dzieje się bez przyczyny i panują prawa wyrównującej sprawiedliwości.
W tej przestrzeni baśniowej mieszkają ludzie i Bożęta.
Ale w zaklętym lesie bohaterowie spotykają istoty znane dotychczas tylko z opowiadań snutych przy domowym ognisku: rusałkę, płanetnika, Wodnika, wiedźmę.
Bracia muszą opuścić dom właśnie wtedy, kiedy powinni trwać przy rodzicach. Muszą złamać obowiązujący zakaz, aby została wymierzona kara. Albowiem czas odbywania kary jest czasem na zastanawianie się nad swoim postępowaniem. Jest czasem na wydoroślenie.
Kara odbywana przez jednego z braci jest wędrówką
 i czasem próby dla drugiego. Czas płynie nieśpiesznie, mijają dni, tygodnie, miesiące, jesień zamienia się  w zimę, zima
w wiosnę, wiosna w lato.
Wszystko oczywiście kończy się szczęśliwie, zgodnie
 z obowiązującą w baśni zasadą. Wina z przeszłości zostaje odkupiona ofiarą złożoną z życia. Bracia w swojej wędrówce zataczają koło i wracają do domu, bogatsi o bolesne doświadczenia, ale bogatsi także o siebie.
Formuła baśni pozwala na metaforyczne ukazanie uczuć ważnych w życiu każdego z nas : szacunku dla rodziców, miłości między rodzeństwem, odpowiedzialności.
Obyśmy tylko nie usłyszeli słów "Życie za życie",
bo nie wiadomo, czy znajdzie się Bożątko, które zechce
nas uratować.