piątek, 19 grudnia 2008

Legendy bolkowskie - " O bolkowskim upiorze "


Zimą 1595 roku, kiedy na bolkowskim zamku rządził Maciej Łodyga, a Śląsk należał do monarchii Habsburgów, w Bolkowie pojawił się upiór. Wkradał się ten wampir nocą do zamkniętych izb. Podczas snu dusił ludzi i krwi nieco usączył z ich karku. Nigdy jednak nikogo nie zabił. Utożsamiano go z samym diabłem.
W mieście nastał czas strachu. Bały się zwłaszcza dziewczęta, bowiem upiór szczególnie je sobie upodobał.
Ludzie poczęli mówić, że to musi być jakiś skazaniec, którego żywot pod toporem lub na szubienicy się skończył, ale nikt go na tamtym świecie nie chce. Pochowany musi być gdzieś pod murami miasta i mści się za to na jego mieszkańcach. Lecz takowego nie przypominano sobie.
Jeden z ojców, mający córkę, udał się na zamek, by swoje obawy o jej los przedstawić Maciejowi Łodydze, który za pogromcę sił nieczystych uchodził.
- Ja niejednego już diabła przegnałem – rzekł ojciec. –I teraz bym nie przeląkł się strachów, ale złe licho ma swoje nieczyste sposoby i może omamić człowieka starego, a tym bardziej płoche dziewczę. Cóż więc mamy czynić?
Maciej Łodyga wysłuchał z uwagą tych słów. Jednak nic nie mógł pomóc. Później chodził po komnatach i medytował:
- Trudna to sprawa.... Może to jakoweś ważne diabły po domach harcują? A może sam Lucyfer?
Gdy tak myślał, w drzwiach komnaty stanął bardzo stary Jakub, zaufany i sługa pana zamku. Maciej popatrzył na niego pytającym wzrokiem, co ma robić? Jak pomóc?
- Wasza miłość! – rzekł stary. – Trzeba całą sprawę przekazać na dwór cesarski. Niech oni to rozstrzygną... my za mali jesteśmy.
Maciej spojrzał na sługę uważnie.
- Słusznie mówicie – powiedział po chwili. – Trafna to rada...
Nazajutrz posłaniec wyruszył z listami na dwór cesarski. W kilka niedziel później przybyła do Bolkowa specjalna komisja, by sprawę zbadać i upiora osobiście zobaczyć, ale ten jakby zniknął i przestał się ukazywać. Ucieszyli się bolkowianie, że ich poniechał. Jednak niedługo potem ponownie się pojawił u łoża córki miejscowego konowała. Zastanawiano się, do której z panien teraz przyjdzie i którą trzeba pilnować. O wyborze ofiary zadecydowała sprzeczka między samymi dziewczętami na bolkowskim rynku.
- Wstyd! Wstyd! – wołała na rówieśniczki Magdalena, córka płatnerza Balcera. - Boicie się upiora jak dzieci!
- Bardzoś odważna, bo się u ciebie upiór nie pokazał! – krzyknęła któraś.
- A gdyby się i pokazał to co?! – odcięła się Magdalena.
Widział i słyszał to jeden z członków komisji cesarskiej o nazwisku Buckow.
- Kto zacz owa dziewka? Przez jej hardość upiór ją wybierze! Jej trzeba strzec!
Tak zapadła decyzja o pilnowaniu łoża Magdaleny. Ta wzbraniała się tej przymusowej asysty przy łożu, lecz zganiona przez ojca i członków komisji, w końcu przystała na tą dziwną wartę. Upiór jednak na złość się nie pokazał. Przycichł na parę dni i zaczaił się, by niespodziewanie pojawić się którejś nocy... Siedzący przy łożu Magdaleny zobaczyli nagle dziwną i obrzydliwą postać, która zbliżyła się do dziewczyny i poczęła ją dusić.
- Upiór! Upiór! W imię Ojca i Syna! – wrzasnęli będący w sypialni ludzie.
Zakotłowało się w izbie. Wszyscy wzięli nogi za pas i nim się Buckow spostrzegł został sam na sam z upiorem. Nie stracił odwagi jednak i odważnie wyciągnął rękę z lichtarzem, chcąc pomóc dziewczynie, przypalając zjawę, lecz natychmiast ją cofnął z przestrachem, bo upiór spojrzał nań pustymi oczodołami. Opanował jednak strach i spytał mocnym głosem:
- W imię Jezusa Chrystusa, kim jesteś i czego chcesz?!
Nie usłyszał jednak odpowiedzi, bowiem w tej chwili począł bić zegar na wieży ratusza i zjawa zniknęła. Buckow zdążył tylko zauważyć, że to była kobieta.
To swoje spostrzeżenie przekazał mieszkańcom. Wtedy przypomniano sobie, że przed rokiem pochowano pewną kobietę która zajmowała się czarami. Odczyniała i rzucała uroki. Za to też, gdy zmarła, została pogrzebana pod murami miasta, obok domu, w którym mieszkała.
Po tych wydarzeniach zwłoki wydobyto i spalono na stosie, a prochy rozsypano. Odtąd zapanował spokój, upiór nie pokazał się więcej.
A Maciej Łodyga, przechadzając się po krużgankach zamkowych, od tego czasu czuł satysfakcję, że pomógł mieszkańcom Bolkowa w trudnej dla nich chwili.
Nikt jednak nie zagwarantuje, że zjawa nigdy do Bolkowa nie wróci. Niech tylko któraś z dziewcząt na bolkowskim rynku spróbuje naśmiewać się z upiorów, wampirów i zjaw, a wtedy...

opracował Henryk Szoka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz