To ostatnia książka detektywistyczna pióra Adama Bahdaja, przeznaczona dla młodych czytelników. Ukończył ją
w marcu 1984 roku, ale ukazała się dopiero
w roku 1987, w dwa lata po śmierci autora. Przypomina mi trochę książki o detektywie Blomkviście.
Po pierwsze - są wakacje, a czas wakacyjny sprzyja rozwiązywaniu tajemniczych spraw.
Po drugie - dzieci spędzające beztroskie wakacje gdzieś nad polskim morzem w okolicach Szczecina bawią się! Normalnie! W Indian a następnie w detektywów, jak dzieci w wieku lat dwunastu powinny! Och, Muminek jest co prawda dużo młodszy, ale też potrafi zachowywać się jak rasowy detektyw.
Po trzecie - rodzice są, i owszem, ale nie wtrącają się do spraw swoich pociech.
I na tym podobienstwa się kończą.
Albowiem to, o zgrozo, dziewczynka przewodzi grupie chłopców i jest wodzem dzielnych Arapachów. A kiedy ci tchórzą, sama wyprawia się do obozu wroga, aby zdobyć totem. Pozostawiona przez Apaczów na pastwę losu widzi coś dziwnego i...
I akcja zaczyna nabierać tempa. Tajemniczy osobnik, potem drugi, każdy z nich podaje się za kogoś innego niż jest w rzeczywistości, figurka tańczącego słonia, którą chcą zdobyć podejrzane osoby. Łażenie po dachach, ale dla dobra śledztwa - to Zulejka. Bartek - badanie podziemnych umocnień - też dla dobra śledztwa. Muminek - dla dobra śledztwa - okrada własną babcię! Ale jednocześnie ratuje jej majątek przed bezczelnym rabunkiem.
Swoją drogą pomysł z szajką bandytów wcielających się w ekipę śledczą Milicji Obywatelskiej jest przedni. Podobnie jak misterny pomysł pisarza Barta, stanowiący kanwę całej powieści.
W oczekiwaniu na równie fantastyczne wakacje - warto poczytać w długie jesienne wieczory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz