Wielu przestępców, powiedzmy sobie głupawych przestępców, dało się nabrać na niewinny wygląd panny Jane Marple. Bo niby co im mogła zrobić taka siwowłosa staruszka?? Tak myśleli w swej głębokiej naiwności, popełniając zbrodnie doskonałe, ale tylko na ich miarę. Nie na miarę dociekliwości panny Jane!
Zdarzali się też policjanci, którzy pannę Marple traktowali protekcjonalnie, czasami wręcz lekceważąco ( podejrzenia o sklerozę!), kiedy ta naprowadzała ich na trop właściwego przestepcy. Ileż to wymagało z jej strony cierpliwości i taktu! Niewielu doceniało ten ogrom doświadczenia, jaki zgromadziła nasza bohaterka w ciągu swojego długiego i ustabilizowanego małomiasteczkowego życia.
Panna Marple reprezentuje bardzo ciekawy typ osobowości: umiejętność nawiązywania kontaktów z każdym i w każdej sytuacji, dar prowadzenia długich rozmów, łatwość kierowania rozmową, dociekliwość w najlepszym gatunku, wyostrzony zmysł obserwacji, trafność wyciągania wniosków, a także dogłębna znajomość ludzkiej natury.
I jeszcze jedno - nieufność wobec ludzi. Oczywiście nie traktuje wszystkich wokół jak potencjalnych przestępców, ale pozostawia sobie margines na domysły. Które, między nami mówiąc, najczęściej się sprawdzają. Zawsze jest w stanie przytoczyć odpowiednią sytuację, w której właśnie że...
Panna Marple działa na terenie miejscowości, w której zamieszkuje ( dla przypomnienia - to Saint Mary Mead ) i w jej okolicach. Czasami opuszcza miasteczko, aby na miejscu zbrodni dopaść przestępcę, jak to miało miejsce choćby w "Kieszeni pełnej żyta".
Zdarza się też, że jest we właściwym miejscu i o właściwym czasie - ot, chociażby rewizytuje w Londynie swego siostrzeńca Raymonda Westa i jego żonę Joan. Rewizyta łączy się z urodzinami tej absolutnie niesamowitej ciotki, które są uczczone wyjściem na spektakt teatralny - "Tragedię księżny Amalfi" ( z niezapomnianym Gielgudem! ). Tam właśnie, w teatrze, panna Marple jest świadkiem szoku, jaki przeżywa Gwenda Reed ( również gość Westów, kuzynów jej męża Gilesa ), kiedy ze sceny padają znamienne słowa: "Twarz jej zakryjcie...w oczach mi się mąci...Młodo umarła...".
Czytelnik został już zapoznany z drobnymi, na pozór, wydarzeniami, jakie miały miejsce w zakupionym przez Gwendę domu, gdzie miała zamieszkać razem z mężem.
Autorka opatrzyła książkę intrygującym, jak zwykle, tytułem :"Uśpione morderstwo". Jakby tego było mało już w trzecim akapicie powieści uczula czytelnika na niezwykłe wydarzenia, jakie rozegrają się na kartach książki.
I czytelnik przeżywa razem z Gwendą uczucie znajomości miejsca, w którym się znalazła. Wybór pokoju dziecinnego. Kolor tapety w zamkniętej szafce. Drzwi, które pwoinny być. Schody prowadzące do ogrodu. I schody, które nie wiedzieć dlaczego, budzą lęk.
Christie daje czytelnikowi do rąk elementy układanki, które powinny doprowadzić go, jeżeli śledzi uważnie tok rozumowania panny Marple, do zrekonstruowania zniszczonego obrazu rzeczywistości. Młoda para, która chce rozwikłać tę zagadkę na własną rękę, po pierwsze nie słucha ostrzeżeń starszej pani; po drugie - idzie fałszywym tropem podsuniętym przez mordercę. Kiedy wreszcie zostaną odtworzone okoliczności sprzed lat 18, które doprowadziły do śmierci macochy Gwendy, czytelnik oddycha z ulgą, że wszystko wróciło na swoje miejsce. Zbrodniarz został ukarany. Gwenda dowiedziała sie prawdy o swoim ojcu, która to prawda nie była aż tak straszna, jak sugerował morderca. Kilka osób dowiedziało się prawdy o sobie, a to też jest chyba ważne.
A czytelnik, dla którego ta fascynująca książka została napisana? Wydaje mi się, że po takiej lekturze, głębiej będziemy analizować swoje postępowanie. Ponieważ nigdy nie wiadomo, do czego może doprowadzić miłość, przedstawiona w tak różnych odcieniach na kartach "Uśpionego morderstwa".
poniedziałek, 29 grudnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz