piątek, 19 grudnia 2008

Legendy bolkowskie - " O skarbach w głodowym lochu "


Wieża bolkowskiego zamku setki lat sobie liczy. Nie tylko celom obronnym służyła, lecz również była kiedyś mieszkaniem, magazynem i więzieniem – lochem. Otwór, przez który wrzucano doń skazańców, był umieszczony wewnątrz wieży, na wysokości kilku metrów. Do dzisiaj można go oglądać. Zimą loch był wielce nieprzyjemnym miejscem, szczególnie dla skazanych na dłuższy tutaj pobyt.
Opowiadano, że dawnymi czasy jeden z burgrabiów, córkę swoją o imieniu Brygida na śmierć głodową skazał za to, że nie chciała wyjść za mąż za jakiegoś niezbyt urodziwego i niemłodego już rycerza. Odtąd loch w bolkowskiej wieży głodowym zwano, a legenda niosła, że w nim straszą dusze zagłodzonych. Jęczą, piszczą, wyją i zgrzytają zębami. Jęczą, piszczą, wyją i zgrzytają zębami, gdyż wyjść z niego nie mogą.


* * *

Dużo później, gdy zamek na wzgórzu zbudowany od lat strzegł traktu kupieckiego, nieopodal niego w drewnianym dworzyszczu żył niejaki Wiśnicz. Choć był rycerskiego stanu i prawa miał strzec, duszę miał jednak podłą i obłudną, a chciwość zaślepiała mu oczy.
Pewnego dnia na trakcie z Czech do Wrocławia podniósł się ogromny biały tuman kurzu widoczny z wieży zamkowej.
- Czy to aby nie wrogowie idą na nas? – zaniepokoił się dowódca straży, stary Roksin.
Zawiadomiony o prawdopodobnym niebezpieczeństwie Wiśnicz wyszedł na szczyt wieży, ściskając mocno rękojeść miecza, Zauważył jednak, że larum przedwczesnym było, bo po chwili w tumanie onym ujrzał karawanę kupiecką. Ta niezadługo u bram zamku stanęła. Kupcy witali Wiśnicza, a on wąsa podkręcał, uśmiechał się i oddawał powitania.
Kupcy opowiadali, że wiozą dobra wszelakie, przeznaczone dla jednego z północnych władców. Mają złoto, srebro, drogie kamienie i wielce urodziwe przedmioty pięknej roboty. Wtedy w głowie gospodarza narodził się diabelski plan zawładnięcia tymi skarbami.
Kiedy kupcy ucztowali, ich straż i służba rozłożyła się obozem nad brzegiem Nysy Szalonej. Im Wiśnicz wysłał pieczeń „ specjalnie przyrządzoną”. W nocy, gdy trucizna zaczęła działać i wszyscy umierali w bólach, Wiśnicz uwięził kupców w lochu głodowym, gdzie w strasznych mękach pomarli. Tam też kazał zakopać skarby zrabowane, aby je odzyskać, gdy sprawa przycichnie. A były tam dukaty, konwie srebrne, zbroje brylantami wysadzane, łańcuchy złote, rzędy na konie kamieniami drogimi zdobione, misy złote, broń przepyszna i inne klejnoty. Po wielu dniach, kiedy Wiśnicz kazał skrzynie odkopać, okazało się, że skarby zniknęły jak zaczarowane.
Nie dał jednak Wiśnicz za wygraną. Sprowadził do zamku jakiegoś italskiego czarnoksiężnika, który obiecał za sowitą zapłatę złoto i kamienie odnaleźć.
- A gdy trzeba będzie – oświadczył – to i czar z nich zdejmę.
Zsunął się do lochu głodowego po drabinie. Tam też praktyki swe wkrótce rozpoczął. Trwało to dni kilka.
Nie uszedł przeznaczeniu także i on, bowiem nikt go już nie widział, żeby z lochu wychodził. Szukano go wszędzie. Słyszano tylko jakieś wycie diabelskie i słowa, jakby zduszone ciężarem ziemi, których zrozumieć nie było można. Jak później mówiono, gdy się o tym Wiśnicz dowiedział, pomieszania zmysłów dostał i życie marnie zakończył.
Ostatnimi śmiałkami, jacy odważyli się to robić, byli żołnierze rosyjscy, którzy w 1813 roku do Bolkowa wtargnęli. Oni to wykuli otwór wielki w murze przyziemia wieży, by dostać się do lochu głodowego. Złota nie znaleźli. Wykopali tylko z ziemi szkielet jakiejś kobiety. Być może burgrabianki Brygidy? Kto to wie? Ludzie ci, jak później słyszano, w parę dni potem na tyfus pomarli. Nikt dotąd nie odważył się tutaj skarbów szukać. Choć pomysły na to i niedawno były6. Złota, srebra i bursztynowej komnaty szukano.

opracował Henryk Szoka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz