piątek, 19 grudnia 2008

Legendy bolkowskie - "O śmierci małego księcia"

Długo nie mógł się zdecydować na ożenek Bolko, syn księcia Bernarda oraz Kunegundy, córki Władysława Łokietka, króla polskiego. Zamiast tego kochał polowania i harce rycerskie. Aż tu niespodziewanie rozeszła się wieść, że książę jednak żenić się będzie. Uległ namowom matki, która mu Agnieszkę austriacką z rodu Habsburgów naraiła. Kunegunda miała nadzieję, że rychło wnuka bawić będzie.
Wyprawiono huczne i wystawne wesele, jak na wielki książęcy ród przystało. Trwało ono przez kilka dni. Goście opróżniali, jedna po drugiej, beczki z winem i miodem. Trącano się pucharami, spełniając wiele toastów, wśród których często się powtarzał z życzeniami szybkiego przyjścia na świat następcy książęcego tronu.
Mijały lata. Agnieszka nie obdarzała Bolka dziećmi, mimo że zdrowiem cieszyła się dobrym. Długo czekał książę na potomka, aż doczekał się go wreszcie.
Wieść o narodzeniu się następcy księcia Bolka II Świdnickiego szybko obiegła cały Śląsk i dotarła też do stołecznej Pragi. Mocno zdenerwowało to króla Jana Luksemburskiego. Wymykała mu się bowiem, wydawało się, łatwa zdobycz. Spodziewał się, że po bezpotomnej śmierci śląskiego księcia jego ziemie włączone będą do królestwa czeskiego. Teraz te nadzieje pryskały. Długo myślał czeski król co robić, a potem sługę, który dniem i nocą przed jego komnatą straż pełnił, wysłał na praską starówkę i polecił odnaleźć tam człowieka o imieniu Tugo, nazywanego przez wszystkich w Pradze „niemieckim pachołkiem”.
Rozmowa Tugo z Janem Luksemburskim nie trwała długo. W dwa dni później, zaopatrzony w instrukcje królewskie, wyjechał już do Śląska, w stronę Świdnicy, z kupcem niemieckim Heningiem. Jechał jako woźnica, w miejsce człowieka, którego straż miejska przymknęła umyślnie, jakoby za pijaństwo i wyczynianie burd ulicznych.
W tym czasie miasto Świdnica stało się poważnym rywalem Wrocławia. Silne więzy gospodarcze łączyły ją z Polską Kazimierza Wielkiego.
Tugo z Czech, bo tak go zwano w tym śląskim mieście, szybko zadomowił się na dworze książęcym. Siły, sprytu i rozumu miał dość, więc wkrótce, nie bez wsparcia królewskiego, dostał się do drużyny książęcej, zyskując jego zaufanie.
Minęło parę lat. Mały książę rósł jak na drożdżach, ciesząc oczy i serce książęcej pary. Był dzieckiem bardzo żywym, wesołym, rezolutnym i nad wyraz inteligentnym. Imię nosił po ojcu i pradziadach. Zapowiadał się na doskonałego następcę książęcego tronu. Dlatego też był oczkiem w głowie, tak dla rodziców, jak i dla całego dworu. Nie odstępowano go nawet ma krok. Zawsze ktoś przy nim był. Mały książę najczęściej przebywał na zamku Bolków, gdzie uwielbiał się bawić w towarzystwie dworzan książęcych.
Któregoś dnia, kiedy pod opieką nadwornego błazna oddawał się swoim dziecięcym zainteresowaniom, stała się rzecz straszna. Kiedy opiekun na chwilę musiał go zostawić, z cienia wysunęła się jakaś postać i idąc w kierunku małego księcia, udawała chęć zabawy. Gdy chłopiec zbliżył się, nagle został uderzony kamieniem w głowę. Sprawcą był Tugo, siepacz królewski, który wreszcie po latach znalazł odpowiednią okazję wypełnienia swojej makabrycznej misji. Morderca szybko opuścił zamek, nim ktokolwiek się zorientował w sytuacji. Błazen odnalazł martwe dziecko i już nie mógł nic zrobić. Rozpaczliwie wołał pomocy. Zarządzono alarm i ścigano już tylko cień. Sprawca tymczasem już dawno opuścił zamek. Nikt go też wcześniej nie widział w towarzystwie małego księcia. W końcu o nieumyślne zabicie następcy książęcego tronu posądzono bogu ducha winnego błazna.
Na zamku zapanowała chęć zemsty. Gdy wieść ta dotarła na dwór książęcy w Świdnicy, rodzice wpadli w rozpacz. Błazna oddano pod sąd i tortury. Na mocy wyroku księcia został ścięty pod bolkowską bramą miejską. Miejsce to oznaczono później kamiennym krzyżem.
Książę Bolko II nie miał więc następcy, a po jego śmierci przekazano Luksemburgom ogromny obszar ziem skupionych niegdyś w księstwie świdnicko-jaworskim. Było to wynikiem porozumienia króla Czech, Karola IV, następcy Jana Luksemburga i Bolka II, na mocy którego król pojął za żonę Annę jaworską, bratanicę księcia. Księstwo zapisane zostało młodej królowej Czech. Ostatni niezależny skrawek, niegdyś jednolitego, piastowskiego Śląska, przeszedł w obce ręce.
Do dziś trwają spory, czy błazen był winien tragedii i czy słusznie go ścięto. Wydaje się, że zadziałały emocje i jak zwykle to bywało i bywa: „Kowal zawinił a Cygana powiesili”.
Opowiada się, że duch nieszczęsnego błazna co noc wraca na miejsce tragedii sprzed wieków i strasznie lamentuje nad własnym losem, a przede wszystkim małego księcia, który za życia był jego najmilszym małym przyjacielem. Biega po dziedzińcach zamkowych, rzuca kamieniami i strasznie wyje, ponoć mogą to potwierdzić dozorcy zamku Bolków, którzy co noc muszą wysłuchiwać tych przerażających koncertów.

opracował Henryk Szoka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz